Uderzając z w drzwi wejściowe Bąkiewicz miał nadzieję, że za chwilę usłyszy kroki, a w progu pojawi się wątła sylwetka ukochanej kobiety. Siatkarz doskonale wiedział, że gdyby tylko od początku mówił prawdę, to zapewne teraz oboje byliby w zupełnie innym miejscu… razem. Natalia była już przecież przeszłością i to właśnie z rudowłosą Michał chciał ułożyć swoje życie na nowo. Tymczasem na własne życie, plącząc się w pajęczynie kłamstw, sprawił, że dziewczyna, którą kochał odeszła.
- Anita! Anita wpuść mnie! – z początku delikatne pukanie szybko przerodziło się w głośne walenie – Przecież wiem, że tam jesteś. Anita wpuść mnie! – po raz kolejny nie uzyskując żadnej odpowiedzi brunet zdecydowanie pociągnął za klamkę
Drzwi były zamknięte. Mocniej zaciskając pięści mężczyzna jeszcze bardziej energiczniej zaczął uderzać w drewno. Dziewczyna musiała tam być! Nie odbierała telefonu, nie odpisywała na SMS-y, a teraz nie chciała wpuścić go do mieszkania, a przecież on musiał jej wszystko wytłumaczyć. To nie mogło się tak po prostu skończyć, nie w tak banalny sposób!
- Anita, do cholery!
Do uszu Michała doszedł dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach, a po chwili w progu mieszkania naprzeciwko pojawiła się kobieta w średnim wieku. Z wałkami na głowie i flanelowym szlafroku z oburzeniem spojrzała na Bąkiewicza.
- I czego się tam tak drze?! Wie która godzina?! Po policję zaraz zadzwonię.
- Wie pani czy sąsiadka jest w domu? – zupełnie ignorując groźby kierowane pod jego adresem, Michał skierował swój wzrok na kobietę
- A wiem, a pewnie, że wiem. Spakowała się w jakieś walizki i wyjechała. Po objętości bagażu raczej za prędko się tu nie pojawi.
Po całym ciele bruneta przebieg nieprzyjemny, zimny dreszcz. Nie siląc się na żadne uprzejmości w pośpiechu zaczął zbiegać ze schodów nawet nie odpowiadając na krzyki ciekawskiej sąsiadki. Musiał jak najszybciej dowiedzieć się gdzie wyjechała rudowłosa i tylko jedna osoba z pewnością to wiedziała.
Anka.
Jadąc do mieszkania w którym Ania i Bartek uwili sobie miłosne gniazdko Bąkiewicz złamał wszystkie możliwe przepisy drogowe. Podświadomie przeczuwał, że walizki i wyjazd Anity mogą oznaczać tylko jedno, jednak instynktownie odsuwał od siebie tę wizję, twierdząc, że jest najczarniejszym z możliwych scenariuszy. Przecież ona nie mogłaby tak po prostu spakować się i uciec na drugi koniec świata. Nie zrobiłaby mu tego. Nawet jeśli ostatnio pomiędzy nimi dochodziło do jakiś kłótni to jednak oboje wiedzieli jakim uczuciem się darzą.
Cholera, Bąkiewicz!
Parkując przed blokiem, w którym mieszkali ich wspólni przyjaciele, brunet nawet nie zamknął samochodu. Wbiegając po kilka schodów naraz w parę sekund znalazł się pod drzwiami mieszkania Anki i Bartosza. Mocno uderzając w drewno brunet non stop, niczym mantrę, powtarzał wciąż te same słowa: „Ona nie mogła uciec, nie mogła” .
Stając w progu Kurek spojrzał na Bąkiewicza zaspanym wzrokiem. Szerzej otwierając drzwi szatyn przetarł dłońmi oczy.
- Bąku czyś ty na głowę upadł? Wiesz, która jest godzina?
- Gdzie ona jest?!
- O czym ty mówisz?
- Gadaj mi gdzie jest Anita! – powoli brunet tracił panowanie nad swoimi emocjami – Jestem pewny, że wiecie gdzie ona pojechała!
- Uspokój się. Tak nie będziemy rozmawiać. – krzyżując ręce na torsie Bartosz spojrzał uważnie na przyjaciela
- Ja nie przyszedłem, żeby z tobą rozmawiać. Chcę tylko żebyś mi powiedział gdzie jest Anita!
- Ona chce wyjechać do Damiana, Michał. – cichy szept blondynki przerwał ostrą wymianę zdań pomiędzy przyjaciółmi
- Co ty powiedziałaś? – opierając się plecami o ścianę Bąkiewicz delikatnie pokręcił głową – Powiedz, że to nie prawda.
- Dowiedziała się o tobie i Natalii. Nie chciała stać na drodze do obudowania waszej rodziny, więc chce wylecieć do Australii. Za dwie godziny ma samolot.
- Ale przecież to nie tak. – przecierając dłońmi twarz siatkarz westchnął głośno – Cholernie nie tak.
Nie zważając na obecność Ani i Bartka Michał wyciągnął z kieszeni płaszcza telefon komórkowy. Nie było szans, żeby zdążył na lotnisko. Miał już tylko jedną, ostatanią szansę… Anita musiała tylko odebrać telefon…
PERSPEKTYWA ANITY
Siedząc w taksówce, która miała mnie zawieźć na lotnisko, z trudem powstrzymywałam nagromadzone pod powiekami łzy. W torebce wciąż słyszałamwibrujący telefon jednak nie miałam siły, żeby po niego sięgać. Przecież i tak wiedziałam, że to Michał. Bałam się odebrać od niego połączenia, w końcu doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jak to wszystko wyglądało – krótka nic wyjaśniająca wiadomość, nie odbieranie telefonów, nie odpisywanie na SMS-y… tak uciekłam, po prostu stchórzyłam. Wiedziałam, że nie powinnam była tak postąpić, ale na obecną chwile nie potrafiłam inaczej. Przecież widziałam te wiadomości Bąkiewicza z żoną, oni nadal się kochali, a ja nie miałam prawa stawać na drodze do ich wspólnego szczęścia, nawet jeśli moje serce wyrywało się do przyjmującego.
Wyglądając przez okno samochodu i orientując się w jakim miejscu jestem mimowolnie zacisnęłam dłonie na klamce.
- Proszę się zatrzymać. – zwracając się do kierowcy próbowałam nadać swojemu głosowi jak najbardziej naturalny ton
- Tutaj? Przecież tutaj nie można.
- Tylko na chwilkę. Proszę.
Mężczyzna, nie bez małych oporów, zaparkował auto przy chodniku. W pośpiechu wysiadając z taksówki głęboko oddychałam chcąc unormować drżenie swojego ciała. Dobiegając do swojego docelowego miejsca mocno zacisnęłam palce na metalowej barierce… to było nasze miejsce… moje i Michała, to właśnie tutaj po raz pierwszy usłyszałam on niego te dwa magiczne słowa… kocham cię…
Zaciekawiona uważnie rozglądałam się dookoła próbując zorientować się gdzie jesteśmy. Miałam cichą nadzieję, że Bąkiewicz zabierze mnie w jakieś ustronne, pełne tajemniczości miejsce, które będzie sprzyjało miłosny wyznaniom, więc gdy siatkarz zatrzymał się przy moście Świętokrzyski, nawet nie próbowałam ukryć rozczarowania.
- No nie powiem, żeby było to wyjątkowo romantyczne. – zironizowałam wychodząc z samochodu
- Nie marudź tylko chodź. – Michał śmiejąc się głośno podszedł do mnie – Zamknij oczy.
- Co ty znowu wymyśliłeś?
- Zaraz się przekonasz, tylko zamknij oczy.
- Ale, Michał…
- Ufasz mi?
Jego czekoladowe tęczówki przeszywały mnie na wskroś. Oczywiście, że mu ufałam. Wiedziałam, że mimo wszystko mogę na niego liczyć i jeśli on teraz prosił mnie o tak banalną rzecz to nie miałam żadnych powodów, aby tego nie robić. Uśmiechając się delikatnie pod nosem przymrużyłam powieki i w tym samym momencie poczułam jak ciepłe dłonie Michała oplatają moją talię.
- Nie bój się. Nic ci przy mnie nie grozi.
Moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi, kiedy usłyszałam nad swoim uchem jego czuły szept. Pozwalając Bąkiewiczowi się prowadzić próbowałam unormować swój przyśpieszony puls, z marnym skutkiem.
- Jeszcze tylko chwilka, już prawie jesteśmy.
Kilka sekund później brunet ostrożnie położył moje dłonie na metalowych barierkach.
- Już możesz otworzyć oczy.
Biorąc głęboki wdech spełniam jego prośbę i w jednej chwili zakochuje się w widoku, który obserwuje. Noc już na dobre zagościła w Warszawie i pogrążone w mroku miasto zdawało się być uśpione. Daleko w tle majaczyła oświetlona sylwetka Pałacu Kultury, a uliczne latarnie dawały niesamowitą aurę przytulności i ciepła.
- I jak?
- To jest coś niezwykłego.
- Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem ten widok obiecałem sobie, że kiedyś pokażę go kobiecie, która będzie miała szczególne miejsce w moim sercu.
Uśmiechając się gorzko pod nosem próbowałam zapanować nad drżeniem swojego ciała, ale natarczywe myśli o tym, czy Natalia również tu była nie dawały mi spokoju. Już chciałam się o to spytać, lecz ciepły oddech Michała na mojej odsłoniętej szyi sprawiał, że wariowałam.
- Kocham cię, Anita.
Pewniej obejmując palcami metalową poręcz pozwoliłam łzom wolno toczyć się po policzkach. Słysząc wciąż dobiegające z torebki wibracje postanowiłam raz na zawsze to zakończyć… właśnie tutaj – w miejscu gdzie wszystko się zaczęło. Wydobywając dzwoniący telefon wzięłam głęboki wdech. Naciskając zieloną słuchawkę wierzchem dłoni wytarłam mokre ślady, które pozostawiły po sobie spływające kropelki słonej cieczy.
- Anitka! Wreszcie odebrałaś. Kochanie Ty nie możesz wyjechać, rozumiesz. Nie możesz!
- To koniec, Michał. Nie dzwoń, nie pisz, zapomnij.
- Co ty za głupoty wygadujesz, Królewno?!
- Bądź z nią szczęśliwy.
- Anita do cholery, przestać się wygłupiać! Ja cię kocham rozumiesz? Kocham cię!
Nie słuchałam dalej. Wyrzucając telefon za barierkę dałam całkowity upust swoim emocjom. Łkając chowam twarz dłoniach. Nigdy nie sądziłam, że tak wypowiedzenie kilku zdań przysporzy mi tyle bólu. Nie miałam jednak więcej czasu na użalenie się nad sobą, a odgłos klaksonu taksówki tylko mi o tym przypomniał. Na miękkich jak z waty nogach z powrotem wróciłam do samochodu. Wsiadając zauważyłam przerażenie malujące się na twarzy kierowcy.
- Wszystko w porządku? – jego zatroskany głos zdawał się dochodzić z jakieś ogromnej odległości chociaż w rzeczywistości dzieliły nas centymetry
- Tak. – zmuszając się do uśmiechu nie mogłam nic poradzić na łzy, które wciąż wydobywały się spod moich powiek – Niech pan jedzie.
Odwracając wzrok w stronę okna zagryzłam wargi chcąc stłamsić szloch. Za niespełna dwie godziny miałam samolot, który miał mnie przetransportować na drugi koniec świata… w Sydney miałam zacząć nowe życie u boku Damiana, który nigdy nie będzie moim Michałem…
KONIEC
***
No cóż i takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca tej historii. W tym miejscu losy Michała i Anity oraz Bartka i Ani dobiegły końca. Jedni są szczęśliwi, drudzy muszą przełknąć gorzki smak rozczarowania. Być może końcówka nie usatysfakcjonuje Was, zarówno pod względem treści jak i „podania”, niemniej jednak ja cieszę się, że udało mi się doprowadzić kolejną, piątą już, historię do końca.
Korzystając z okazji chciałabym Wam podziękować za to, że byłyście ze mną kiedy miałam chwilę zwątpienia, że mnie wspierałyście swoimi słowami, komentarzami, to naprawdę pomaga, wierzcie mi. Jesteście po prostu GENIALNE, WIELKIE, WSPANIAŁE, KOCHANE!
A teraz nie pozostaje mi już nic innego jak tylko pożegnać się z Wami na tym blogu. Pozostaje jeszcze na
oraz
Więc jeszcze przez jakiś czas Was pomęczę swoimi wypocinami.
Gdzie niebawem wrócę z nowymi odcinkami, a tymczasem teraz historię Michała, Anity, Bartosza i Ani uważam za definitywnie skończoną.
Wasza, Tea