Michał uśmiechając się delikatnie pod nosem przypatrywał się swoim zespołowym kolegom, którzy jak jeden mąż śpiewając piosenkę ‘Hello’ Top One, umilali sobie powrotną podróż do domu. Z Podpromia wracali z kolejnymi, jakże ważnymi, trzema punktami. Mimo tego, że Bełchatów pokonał Resovie w trzech setach kosztowało to obie drużyny bardzo dużo wysiłku i zaangażowania. Każdy punkt był zdobywany z niemałymi trudnościami, a poszczególne partie meczu były kończone na przewagi. Dlatego też wygrana smakowała jeszcze lepiej.
- Michaś, a ty co taki milczący? – niewysoka blondynka siedząca obok Bartka posłała w stronę Bąkiewicza pełen ciepła i serdeczności uśmiech – Wygraliście, więc powinieneś być zadowolony jak ci pozostali wariaci.
- A tak jakoś. – brunet opierając się wygodnie o oparcie siedzenia westchnął lekko
- Co robisz jutro wieczorem?
- To zależy co trzeba zrobić.
Ania śmiejąc się głośno delikatnie wzruszyła ramionami.
- Nie bój się, nie wykorzystam cię. Myśleliśmy tylko z Bartkiem, że może byście do nas wpadli, co? Przygotuję coś pysznego. Zaproszę jeszcze Anitę i Damiana. Już tak dawno nie spotykaliśmy się w szerszym gronie, że to aż wstyd, poza tym stęskniłam się już za Zuzią, pewnie rośnie jak na drożdżach.
- Jak to dzieci w jej wieku. – na twarzy Bąkiewicza mimowolnie pojawił się uśmiech – Ale nie mogę ci tak od razu dać odpowiedzi. Porozmawiam z Natalią i zadzwonię do Bartka, dobrze?
Blondynka kiwnęła głową na znak zgody, a siatkarz uznał ten gest za zakończenie rozmowy. W głębi duszy miał nadzieję, że to spotkanie nie dojdzie do skutku. Nie miał najmniejszej ochoty na udawanie przed wszystkimi, że jego życie rodzinne jest wspaniałą egzystencją u boku ukochanej osoby. Oczywiście, że kochał Natalie, ale od pewnego czasu ich związek przypominał raczej garnizon wojskowy niż prawdziwe małżeństwo. Kłócili się dosłownie o wszystko. Bąkiewicz padał w szał za każdym razem gdy jego żona nie zgasiła po sobie światła na przedpokoju, ona zaś potrafiła mu przedstawić godzinny wykład o tym co myśli o rozrzucaniu przez niego ubrań po całym mieszkaniu. Zazwyczaj po takich konfrontacjach następowały tak zwane ciche dni podczas których oboje unikali siebie jak ognia. Czasem do pogodzenia się potrzebowali dwóch dni, czasem pięciu, a ich rekordem było trwające dwa tygodnie ‘traktowanie siebie jak powietrza’. W tym całym bałaganie i ruinach w jakich znalazło się ich małżeństwo najbardziej cierpiała ich pięcioletnia córeczka – Zuzia. Niejednokrotnie była ona świadkiem ich krzyków, łez Natalii czy wybuchów złości Michała. Za każdym razem gdy tylko wyczuwała, że za chwilę zdarzy się coś złego biegła do swojego pokoju i siadając w kącie mocno tuliła do siebie Pana Uszatka – ulubionego misia z jednym przychlapniętym uszkiem. Bąkiewicz doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo oboje krzywdzą swoje dziecko dlatego mimo wszystko próbowali odbudować więź, która kiedyś ich łączyła, jak na razie niestety bezskutecznie. Nie mniej jednak złe stosunki w domu nie zmieniły relacji jakie łączyły siatkarza z Zuzią. Mała była dla niego całym światem i nic nie mogło tego zmienić. Z czułością wpatrywał się w córeczkę kiedy dorastała, kiedy zaczynała stawiać pierwsze, chwiejne kroki czy łączyć samogłoski w swoje pierwsze słowa. Jej tęczówki w kolorze czekolady były dla niego niczym otwarta księga, którą mógł czytać non stop. Była jego małą księżniczką i tak już na zawsze miało zostać...
... od razu po wejściu do swojego domu i zamknięciu za sobą drzwi Michał rzucił swoją torbę treningową w kąt przedpokoju. Był wykończony i nie marzył już o niczym innym jak szybkim prysznicu i ciepłym łóżku.
- Natalia! Zuzka! Już jestem! – zdejmując buty Bąkiewicz uśmiechnął się delikatnie pod nosem przypominając sobie wszystkie czułe powitania córeczki, kiedy wracał po dłużej nieobecności do mieszkania – Zuzka! Jesteście?
Odpowiedziało mu głuche milczenie. Zdziwiony spojrzał na tarczę zegara, wiszącego na jednej ze ścian przedpokoju. Dochodziła dziewiętnasta, więc raczej żadne spacery nie wchodziły o tej porze w grę. Za kilka minut miała się zacząć wieczorynka, którą Zuzia bardzo lubiła. Jeszcze nigdy nie odpuściła sobie kolejnego odcinka Smerfów, więc Michał tym bardziej nie rozumiał spokoju panującego w mieszkaniu. W pierwszym momencie od razu pomyślał, że coś złego musiało się stać jego rodzinie. Był odpowiedzialny i za żonę i za córkę nic więc dziwnego, że bał się tej przerażającej ciszy, którą zastał po powrocie z wyjazdowego spotkania.
- Natalia! – obchodząc wszystkie pomieszczenia na parterze i piętrze siatkarz był coraz bardziej zdenerwowany – Zuzia!
Przez głowę przewinęły mu się już wszystkie możliwe najczarniejsze scenariusze: od napaści i kradzieży, po przez pobicie i uprowadzenie, na zabójstwie w afekcie kończąc. Wyciągając z kieszeni spodni komórkę w pośpiechu wystukał na dotykowym wyświetlaczu dziewięciocyfrową kombinację, modląc się aby brunetka odebrała.
- Przepraszamy, abonent jest czasowo niedostępny, prosimy zadzwonić póź...
Wciskając czerwoną słuchawkę Michał zaklął siarczyście pod nosem. Im musiało się coś stać, przecież w przeciwnym razie Natalia na pewno by do niego zadzwoniła i uprzedziła go o ich nieobecności. Nigdy wcześniej podobna sytuacja nie miała miejsca.
Bąkiewicz dramatyzujesz. Zastanów się spokojnie, gdzie one mogły pójść.
Siadając na jednym z kuchennych krzeseł mężczyzna starał sobie przypomnieć czy przed jego wyjazdem żona nie mówiła mu nic o planowanych odwiedzinach jakieś ciotki czy koleżanki. Biorąc głębokie wdechy próbował uspokoić rozkołatane serce i dopiero wtedy zauważył białą kopertę leżącą na stole zaadresowaną do niego. W nienagannej i czytelnej naziwe odbiorcy rozpoznał pismo Natalii. Nie czekając ani sekundy dłużej rozerwał kawałek papieru wyciągając ze środka karteczkę. Na niewielkim, białym papierze były napisane jedynie dwa słowa... dwa słowa, które w jednej sekundzie obróciły cały świat bruneta w ruinę. Dwa słowa – ‘ Przepraszam. Natalia ‘ ...
TYMCZASEM
- Kochanie naprawdę cię przepraszam, ale dzisiaj się nie wyrobię. Padł system w całej firmie i mam masę roboty. Nie wiem kiedy zjawie się w domu, ale na pewno późno.
- Damian, obiecałeś, że wieczór spędzimy razem. Po raz kolejny nie dotrzymałeś słowa.
- Wiem skarbie, wiem. Ale naprawdę to sytuacje kryzysowa.
- Jak zwykle. Dzwoniła Ania, zapraszała nas jutro do nich. Powiedziałam, że będziemy.
- Będę pamiętać, a teraz naprawdę muszę już kończyć. Zobaczymy się w domu.
Naciskając czerwoną słuchawkę westchnęłam głośno. Po raz kolejny byłam skazana na samotny wieczór z jakąś durnowatą komedią romantyczną i kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. W sumie wiążąc się z Damianem wiedziałam, że praca zawsze była i będzie dla niego priorytetem. Za wszelką cenę starałam się to zaakceptować mając na uwadze, że sama wykonując zawód detektywa wkładam masę serca i energii w to co robię. Kiedy dwa lata temu razem z Robertem – moim przyjacielem jeszcze z czasów dzieciństwa, zakładaliśmy biuro nikt nie wierzył, że nam się uda. Niejednokrotnie do naszych uszu dochodziły głosy, że oto dwójka dzieciaków próbuje bawić się w dorosłe życie i zajmować się czymś o czym w ogóle nie mają pojęcia. I tu się mylili. Zarówno Robert jak i ja doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego ile pracy będzie nas kosztowało rozkręcenie jakiegoś wspólnego biznesu w takim mieście jakim jest Bełchatów. Nie powiem początki były naprawdę trudne. Ludzie nieufnie podchodzili do naszego pomysłu i stronili od ingerencji osób trzecich we własne problemy. Pamiętam pierwsze, można byłoby powiedzieć wręcz banalne zlecenie jakim było odnalezienie zaginionego psa. Czworonożne stworzenie przepadło niczym kamień wodę i dopiero po dwóch dniach udało nam się dostarczyć małego kundelka o imieniu Toffik do jego zatroskanych właścicieli. Później stopniowo tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu dostawaliśmy coraz więcej zleceń i niczym serialowi detektywi próbowaliśmy wpaść na trop zaginionych osób, wynaleźć dowody niewierności małżonka czy rozwiązywać zagadkę głuchych telefonów. Nasza sumienna praca zaowocowała w końcu w zaufanie mieszkańców Bełchatowa, a co za tym idzie również rozkręceniu całego interesu do tego stopnia, że nie wyrabiając się ze zleceniami byliśmy zmuszeni zatrudnić kolejne dwie osoby do pomocy. Uwielbiałam tą pracę dlatego też próbowałam zrozumieć zamiłowanie mojego narzeczonego do zawodu jaki on wykonywał. A jak już o Damianie mowa to trzeba wspomnieć, że nasz związek w żadnym wypadku nie przypominał tych stereotypowych znanych z telewizyjnych seriali czy książek. Poznałam go kiedy byłam w liceum. Był bratem jednej z klasowych koleżanek z którą często wspólnie pracowałam nad jakimiś potrzebnymi do szkoły projektami. Podczas przygotowywania eseju na historię u niej w domu przypadkiem poznałam Damiana. Od razu mnie sobą zauroczył. Był zdecydowanie dojrzalszy emocjonalnie od wszystkich moich rówieśników razem wziętych. Troskliwy, uprzejmy, spokojny, pracowity i przystojny – czego mogłam chcieć więcej? Od tamtej pory ze zmiennym szczęściem byliśmy parą. Często dochodziło pomiędzy nami do jakich niedomówień, kilka razy nawet kończyliśmy nasz związek tylko po to, aby po jakimś czasie do siebie wrócić. Kiedy kilka miesięcy temu Damian w obecności moich rodziców poprosił mnie o rękę zgodziłam się. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać nad swoją decyzją. Bałam się, że to co czuję do niego to już nie miłość, a zwyczajne przywiązanie. Byłam z nim bo czułam się bezpiecznie wiedząc, że jest ktoś dla kogo zawsze będę ważna. Nie mniej jednak oprócz Damiana był jeszcze jeden mężczyzna – przystojny, urzekający, zabawny. Poznałam go dwa lata po tym jak byłam w stałym związku z moim obecnym narzeczonym. Od pierwszego spotkania wiedziałam, że jest kimś wyjątkowym. Dokładnie nie umiałam określić swoich uczuć względem niego, ale bez wątpienia byłam nim zauroczona, być może nawet w jakimś stopniu się w nim podkochiwałam. Gdy dowiedziałam się o tym, że się żeni czułam jakby ktoś wbijał mi setki małych szpileczek prosto w serce. Patrzyłam na jego szczęście, jak spełnia się u boku ukochanej kobiety razem wychowując swoją córeczkę i czułam ogromny żal, że ja z Damianem nigdy nie będę umiała stworzyć takiej, wręcz wzorowej rodziny. Czasami miałam wrażenie, że zdradzam narzeczonego. Kiedy tylko widziałam Michała moje serce mimowolnie zaczynało bić dwa razy szybciej, a w podbrzuszu czułam te sławetne motyle. Ale to przecież nie możliwe, abym mogła kochać ich obu, prawda? Damian zawsze był przy mnie wtedy kiedy go potrzebowałam. Umiał mnie pocieszyć, potrzymać na duchu, rozbawić. Ale Michał miał w sobie to coś co sprawiło, że nie mogłam obojętnie przejść obok niego i chociaż on nigdy nie dał mi żadnych powodów do tego, abym zapałała jakimś większym uczuciem do niego to to stało się samoistnie. Tak po prostu, bez żadnych gestów czy zapewnień. Tak więc od dość dawna miałam ogromny mętlik w sercu i nie mogłam nic na to poradzić....
Wchodząc do biura uśmiechnęłam się serdecznie w stronę Roberta, który siedząc za biurkiem rozmawiał z kimś przez telefon. Skinieniem ręki przywołał mnie do siebie. Rozsiadając się wygodnie w fotelu uważnie przyglądałam się jego rozmowom z jednym z klientów. On również uwielbiał swoją pracę i dla niej był w stanie do wielu poświęceń. Właśnie to ceniłam w nim najbardziej. Uparty i pracowity zawsze osiągał zamierzony cel. Po kilku minutach Robert wreszcie skończył rozmowę.
- Mam dla ciebie zlecenie.
Podsuwając mi małą karteczkę z imieniem i nazwiskiem uśmiechnął się szeroko.
- Klient nie chciał zdradzić przez telefon o co chodzi. Ja mam jeszcze jedną niedokończona sprawę, a ty jesteś obecnie wolna. Znacie się więc pomyślałem, że to jeszcze lepiej.
Uważnie zerknęłam na papier. Czytając dane osobowe mój puls niebezpiecznie się zwiększył.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. – nie chciałam się za to zabierać wiedząc, że to jeszcze bardziej skomplikuje całą moją sytuację – Nie mógłbyś ty się tym zająć, a ja przejmę twoją sprawę.
- Anita nie dramatyzuj co? – Robert z uśmiechem pokręcił głową – Wszystko jest już ustalone, a on czeka na ciebie w domu. Prosił, żebyś się pośpieszyła.
Wzdychając lekko próbowałam ukryć wszystkie uczucia, które w tym momencie mną targały. Od podniecenia faktem, że będę blisko niego, po strach, że to zaszkodzi nie tylko mi, ale również i jemu. Niemniej jednak nie miałam wyjścia. Wstając z miejsca bez słowa pożegnania wyszłam z gabinetu..
Tylko spokojnie. Licząc w myślach do dziesięciu próbowałam zapanować nad drżeniem całego ciała. Przecież to był absurd. Byłam dorosłą kobietą, sumienną pracownicą, a w domu miał czekać na mnie mężczyzna z którym planowałam ułożyć sobie przyszłość, a tymczasem zachowywałam się jak jakaś przewrażliwiona nastolatka. Przyjechałam tu w końcu do pracy i nie mogłam o tym zapominać. Biorąc głęboki wdech zapukałam do drzwi. Długo nie musiałam czekać. Niemal natychmiast w progu pojawił się Michał.
- Jak to dobrze, że już jesteś. – podchodząc do mnie delikatnie musnął swoimi wargami mój policzek – Tylko ty możesz mi teraz pomóc.
Lekko kiwnęłam głową na znak zgody mając nadzieję, że uda mi się trzymać wcześniej wyznaczonych sobie reguł...
***
Witam! No to startujemy z nowym opowiadaniem. Tak jak wiecie początki w moim wykonaniu zawsze są strasznie trudne. Tym razem oczywiście było nie inaczej. Ale może to znak, że powinnam już przestać i przejść na ‘emeryturę’. Może. Zastanowię się nad tym, a na chwilę obecną mam nadzieję, ze uda mi się wyrobić z następnym odcinkiem w przeciągu dwóch najbliższych tygodni. Pozdrawiam serdecznie.
czyżbym była pierwsza? ;>
OdpowiedzUsuńjuż to lubię! bo ja uwielbiam jak piszesz :) więc nie ma innej opcji!
jest sporo ciekawych wątków jak widzę. a detektywistyczne, nieco kryminalne i tajemnicze... ohoho, to lubię!
no proszę, platoniczna miłość do Miśka. ciekawe, jak się to rozwinie. no i co z tą żoną Michała i ich dzieckiem? zwiała gdzieś pewnie...
i ciekawi mnie, co Kurek z tą swoją dziewczyną będą mieć za wielki problem.
i oczywiście, że masz nas informować o nowych notkach!
pozdrawiam i do napisania :)
no to ja może zacznę od końca, oczywiście masz mnie informować o nn bo ja już jestem uzależniona od twoich historii :))) i ani mi się waż mówić o jakiejś emeryturze bo nie pozwalam,
OdpowiedzUsuńteraz przejdę do rozdziału, od początku dużo się dzieje ,ale to fajnie bo akcja od razu nabiera tępa. Kurcze ja współczuje Michałowi jak ze względu na Zuzie sam dusi się w swoim małżeństwie, to nie tak powinno być ,wiadomo że rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, ale w tym wszystkim niestety zapominają o swoich własnych uczuciach zamieniając swoje życie w piekło, nie rozumiem kompletnie decyzji Natalii że tak bez żadnych słów wyjaśnienie, zabrała ich wspólną córkę i zniknęła, tak się nie robi,
i tutaj mamy drugą stronę medalu Anita mimo że jest w związku z Damianem potajemnie wzdycha do Bąkiewicza, oj wiem że takie rozwiązanie wcale nie jest dobre i dziewczyna też męczy się sama ze sobą nie wiedząc co tak do końca z tym wszystkim zrobić
Normalny powrót z meczu. Ekipa starych znajomych, gających ze sobą raczej więcej niż sezon. I propozycja wspólnej kolacji. Niby wszystko jest normalnie. A tu Michał ze swoimi skołowanymi myślami, z małżeństwem w kryzysie, z malutką śliczną księżniczką :) Chciał to odbudować wszystko, żeby było lepiej, ale chyba nie będzie mu dane. Po jego kobietach ani śladu.
OdpowiedzUsuńZa to Anita dopiero zaręczona ale chyba z rozsądku i przywiązania. Sama nie wie, co czuje do Damiana. Lepiej żeby się rozeznała, bo potem może być za późno. I co ja tu czytam? Zakochana w Bąku :D a to ci numer... Na pewno nie było jej łatwo patrzeć na jego życie u boku Natalii...
Firma detektywistyczna :D Lubię to :D Podoba mi się :) I bardzo dobrze, że mają swój biznes :) Rozwinęli się, mimo iż niektórzy ich skreślali. W dodatku razem z Robertem czerpią z tego przyjemność :)
Ech, co za zlecenie :D domyśliłam się tego ;p i jak tu być w zgodzie z sercem i szukać żony i dziecka swojemu ukochanemu? Gdy on przed Anitą jak na patelni ^^ do sypialni, przywiązać i zgw... dobra, stop :D
Ty to lepiej rozegrasz :) nie chcę słyszeć o żadnym starzeniu i emeryturze, bo się pogniewam :)
Pozdrawiam
Ja się pytam jaka emerytura?! Kto będzie pisał takie piękne opowiadania uwzględniając przy tym postać naszego ukochanego Michała? ;) Z racji tego,ze jestem starsza to zabraniam Ci myśleć o czymś takim jak emerytura! :) Dobrze koniec gróźb wracam do rozdziału :) Fabuła-jak zwykle w Twoim przypadku podoba mi się bardzo! Na początku myślałam,ze Michał i Anita nie znają się,ale jednak mieli w przeszłości już ze sobą do czynienia. Ciekawa jestem tylko co kombinuje żona Bąkiewicza. Jakim prawem zniknęła z ich córeczką? Wiesz,ze kocham każde Twoje opowiadanie? I to także już zyskało miejsce w moim sercu :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPani detektyw ^^ To jest pomysł ;D Czekam na ciąg dalszy, czekam :) Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń